Nie kupuj mi kwiatów, kupuj pomidory... Powtarzam te słowa mojemu mężowi w szczycie pomidorowego sezonu. Skutkiem śmiałych mych żądań, dzielny ten mężczyzna przerobił minionej jesieni na pomidorowy susz 100 kg mięsistych, dość drobnych, podłużnych czerwonych pomidorów, zaopatrując nas w czerwone złoto aż do kolejnych pomidorowych żniw. Suszenie odbywa się partiami i jest proste, choć nieco mozolne. Na raz w domu pojawia się ok 20 kg pomidorów, które trzeba umyć, przekroić na pół i ułożyć na wszystkich dostępnych w domu blachach. Umieszczamy je w piekarniku nastawionym na 100 st.C z włączonym termoobiegiem. Drzwiczki piekarnika zostawiamy lekko uchylone, by pomidorowa wilgoć miała ujście i po jakiś 6 godzinach mamy oto pierwszą partię gotową. Pomidorowy susz wkładam do torebek i zamrażam. Dzięki temu mam teraz nieograniczony dostęp do kwintesencji lata w niepozornej, a jakże wymownej formie. Bez konserwantów i innych tajemniczych dodatków. Wyciągam sobie porcję pomidorów z zamrażarki, zostawiam do rozmrożenia, a w tym czasie przygotowuję ziołową zalewę. W moździerzu rozgniatam 3 ząbki czosnku z łyżeczką morskiej soli. Dodaję łyżkę miodu, sok z jednej cytryny, pół łyżeczki balsamicznego octu. Mieszam moją miksturę, dolewając stopniowo oliwę. Na końcu wsypuję dwie słuszne garści posiekanych drobno ziół - u nas króluje oregano i bazylia. Czasami zaplącze się kilka gałązek tymianku lub odrobina rozmarynu. Pomidory umieszczam w wyparzonym słoju i zalewam gęstą ziołową emulsją. Niezbyt słone, z lekką kwaskową nutą zrównoważoną miodową słodyczą. Podjadam je same, z kawałkiem chleba. Dodaję do makaronu i mam najszybszy obiad świata. Kilka pomidorów wrzuconych do zupy z soczewicy wyraźnie ożywia jej smak. W towarzystwie sałaty, wyraźnie nabierają uroku. Tysiące zastosowań, wciąż mam je pod ręką i nie mogę się bez nich obyć. Zdjęcia: Lubo Lipov