Agata w poprzednim poście pokazała jak można przygotować wrzeciono. Ja zaś zrobiłam sobie motowidło, równie skuteczne jak prawdziwe, drewniane. W czasie montażu pieca bywałam w marketach i w końcu nie doczekawszy drewnianego, obiecanego przez Męża - zrealizowałam swoje marzenie o motowidle. Pomysł widziałam na jakimś blogu prządki zagranicznej, mignęła mi fotka z nawiniętą przędzą i olśniło w dziale HYDRAULIKA. Być może owa prządka ma gotowca ze specjalnej fabryki za grube pieniądze, ja swoje motowidło mam za niecałe 20 zł. Reszta rury została pocięta na kawałki powiększające mój tamborek zaciskowy "kwadraciak" i tym sposobem w domu jest zadowolona Żona. Aby Małżonek czuł się dowartościowany dajemy mu bojowe zadanie przepiłowania tej rury i wyrażamy głośny zachwyt. Pocieszamy Go również, że drewniany nie jest tak praktyczny i nie zniechęcająco zapewniamy, że poczekamy na pięknie rzeźbione motowidło z drewna. Mój dodatkowo przy pomocy Pitagorasa wyliczył jakie mają być te odcinki w środku, abym uzyskała 1.50 m i 2 m, więc podziw mój dla Małżonka trwał ok 3 dni. Jedyny minus tego motowidła to nadruki na rurze, nie wiem czym to zmyć a uwłaczają te napisy mojemu poczuciu estetyki. PS. Napisy schodzą po użyciu zmywacza do paznokci, resztki usuwa Cif lub jakakolwiek pasta czyszcząca. Moje motowidło już eleganckie.